Hiszpańska mucha? Pryszczel lekarski? Czyli różne twarze kantarydyny.

Hiszpańska mucha? Kantarydyna? Pryszczel lekarski? Trucizna Medyceuszów? Już Wam coś świta? To nazwa tej samej, żółtej, gęstej substancji wytwarzanej przez oleicowate (o oleicy pisałam tutaj Królowa mrówek? Nie…. to oleica 😉). Pierwszy raz wyizolowana została w 1810 roku przez francuskiego chemika i farmaceutę, Pierre Jean Robiquet (natomiast wzór chemiczny po raz pierwszy ustalił w 1914 roku Johannes Gadamer, ówczesny dyrektor Instytutu Farmaceutycznego we Wrocławiu). Jest śmiertelną trucizną, niektórym owadom służy jako substancja do obrony. Gdy oleica się zdenerwuje, napełnia tchawki powietrzem, „nadyma się” co powoduje pęknięcia szkieletu zewnętrznego w najsłabszych miejscach, czyli w zgięciach odnóży. W ten sposób wypływa hemolimfa, która zawiera trującą substancję. Czy w takim razie mamy się jej bać? Otóż niekoniecznie. Dawka śmiertelna dla człowieka wynosi 10-30 mg, ale w przeliczeniu na czystą kantarydynę. A tyle nigdy nie znajdziemy w małej oleicy. Co najwyżej spieką nam się paluszki (możemy mieć lekko zmacerowany i czerwony naskórek) i zapiecze. Trucizna, trucizną, ale czy wiecie, że szereg organizmów jest zwabianych przez kantarydyne? Są to tzw. owady kantarydynofilne. Te zwierzęta naturalnie same nie potrafią wytwarzać tej substancji, więc chętnie korzystają z niej, gromadząc w swoich organizmach. Zwykle przez zjadanie martwych oleicowatych. Do takich owadów należą: przekraskowate (Cleridae), ogniczkowate (Pyrochroidae) czy niektóre kusakowate (Staphylinidae). W świecie zwierząt występują także zwierzęta kręgowe, którym te zatrute owady smakują. Oleice są zjadane przez owadożerne np. jeże, ale także ptaki np. dzierzbe srokosza (Lanius excubitor).

Kantarydyna jednak była używana w przeszłości jako trucizna. Słyszeliście kiedyś o Aqua Tofana (właściwie Aquetta di Napoli)? Była to mieszanka arszeniku ze wspomnianą kantarydyną (zwykle jako zmielone pokrywy skrzydeł oleicowatych, bo tam, według badań, jest jej najwięcej), choć w niektórych źródłach podawany jest inny skład: arszenik, ołów i wilcza jagoda. Wynalazła ją Teofania di Adamo, choć sławę temu specyfikowi nadała jej córka, która wytwarzała i sprzedawała go po straceniu matki w 1633 r. Działo się to we Włoszech, gdzie Aqua Tofana służyła zwykle do rozwiązywania spraw rodzinnych, a sprzedawana „jako kosmetyk mogący poprawić kobiecą urodę” lub jako woda święcona, w szklanych fiolkach z podobiznami świętych. Mężczyźni dosłownie padali (martwi) pod jego wpływem. Prawdopodobnie śmierć poniosło nawet 600-1000 osób. Możliwe też, że i dwóch papieży. Giulia Tofana nazywała ją „manną św. Mikołaja z Bari” (kolorem i konsystencją przypominała olej wypływający z jego grobu). Dodatkowym atutem tej trucizny była siła (już 4 krople mogły zabić dorosłego mężczyznę) oraz brak oznak jej podania – nie występował ślinotok, przebarwienie błon ślinowych czy zmiana koloru paznokci, stąd trudno było stwierdzić powód śmierci. No i znakomicie rozpuszczała się w wodzie lub winie. Bez smaku, bez zapachu, bez koloru. Trucizna doskonała. Na tyle, że Tofana budziła strach u wielu osób. Poszukiwano ją bezskutecznie, często zmieniała miejsce zamieszkania oraz wygląd, a tajemnicę upiornego kosmetyku zdradzała tylko w momencie, gdy była pewna, że nie zagraża jej zdemaskowanie. Po jej śmierci zyskała wielu naśladowców. Ach ta sława 🙂

A tak o Aqua Tofana pisze Tripplina w „Hygiena Polska” z 1857 roku: „jest to jad wyradzający się w ślinie człowieka systematycznie na śmierć łechtaniem męczonego”.

Screenshot_2020-03-23 Hygiena polska czyli Sztuka zachowania zdrowia, przedłużenia życia i uchronienia się od chorób zastos[...]

A co konkretnie powoduje kantarydyna po podaniu człowiekowi w większych dawkach? Zapalenie spojówek, podrażnienie i zmiany zapalne skóry, zaczerwienienie i powstawanie pęcherzy, a doustnie – podrażnienie przewodu pokarmowego. W skrajnych  przypadkach powoduje kłębuszkowe zapalenie nerek i pęcherza moczowego. Natomiast dawka śmiertelna (0,03 g) wywołuje śmierć poprzez porażenie układu nerwowego.

Są też pozytywne strony działania kantarydyny. Stosowana jako plastry używana była w chorobach reumatycznych, służyła do usuwania modzeli i brodawek wirusowych. W małych stężeniach może być używana do usuwania tatuaży. No i najpopularniejsze zastosowanie – jako afrodyzjak. Biorąc pod uwagę jej toksyczność, przyjmowanie jej w celach rozrywkowych wydaje się być niebezpiecznie i szalone. Jak to działa? Wykorzystuje się tu skutki uboczne: pobudzenie zakończeń nerwowych oraz błon śluzowych układu moczowego i płciowego, co w efekcie daje powikłanie jakim jest priapizm (długotrwały wzwód członka, zwykle bardzo bolesny).

Próbowano nią leczyć głuchotę (tzw. Wezykatoria-plaster sporządzony z kantarydyny, wywołujący pęcherze na skórze), gruźlicę narządową, ale zaniechano dalszych poczynań ze względu na brak skuteczności.

Literatura:

  1. Herman E. 2019. Trucizna, czyli jak pozbyć się wrogów po królewsku. Znak Horyzont, Kraków.
  2. Kierzek A. 2016. Leczenie głuchoty metodą Cléret w drugiej połowie XIX wieku. Otorynolaryngologia 15:28-32.
  3. Klapec T., Kania G. 2014. Zwierzęta trujące i jadowite. Wybrane przykłady należące do bezkręgowców. Medycyna Ogólna i Nauki o Zdrowiu 20:102-106.
  4. Paczuska M. 2016. Magazynowanie pokarmu przez srokosza Lanius excubitor we wschodniej Polsce. Kulon 21:109-113
  5. Tripplin T. 1857. Hygiena polska czyli Sztuka zachowania zdrowia, przedłużenia życia i uchronienia się od chorób: zastosowana do użytku popularnego, z szczególnym poglądem na okoliczności w naszym kraju i klimacie wpłynąć mogące na tworzenie się słabości, cierpień i chorób. Nakładem i drukiem S. Orgelbranda.

 

Patyczak skrzydlaty (Sipyloidea sipylus)

Jednym z gatunków, który posiadam w hodowli od dawna to obok patyczaka rogatego, patyczak skrzydlaty (Sipyloidea sipylus). Dlaczego? Oto jego plusy:

  1. Niewielkie wymiary – dorosłe osobniki osiągają długość ok. 9-10 cm. Są zbliżone do rozmiarów patyczaka rogatego.
  2. Pokarm – planując hodowlę, najważniejszą sprawą jaką musimy brać pod uwagę jest fakt, czy uda nam się dostarczać stale, świeże pożywienie. Zwykle wybieram straszyki (Phasmatodea), które żywią się liśćmi jeżyny i maliny. Patyczak skrzydlaty gustuje w tych dwóch roślinach, a dostęp do nich mam stały (nawet zimą, gdzie pod śniegiem znaleźć można jeżynę zimozieloną).
  3. Wygląd – dla mnie jest po prostu miły dla oka. Różni się od pozostałych gatunków kolorem, młode są jasnozielone, dorosłe uzyskują słomkowo-żółty kolor. Przy pozostałych gatunkach, zwykle pozostających w tonacji kolorów brązowych, jest to miła odmiana.
  4. Możliwość lotu – to chyba najciekawsza SUPER MOC tego patyczaka. Nie fruwa on jak ptaki, jest to raczej lot ślizgowy, jednak moim pupilkom udaje się „przefrunąć” nawet 2-3 m. Jeden z nich ostatnio postanowił opuścić mieszkanie nielegalnie, jednak w porę uniemożliwiła mu to moskitiera 🙂

Jak wygląda hodowla od początku? Można zacząć od jajek lub stadiów młodocianych. Jaja (na zdjęciu) są podłużne, ok. 7 mm, brązowe z żółtymi plamami, z jednej strony jakby ścięte. Ja inkubuję na gazie, nad pojemnikiem z wodą w większym pojemniku również wypełnionym wodą. W tan sposób, po ok.2 miesiącach wykluwają się larwy.

RSCN1298

Larwy (zdjęcie), jeśli porównać je do innych, są duże (2 cm), bardzo „chude”, jasnozielone, dodatkowo mają bardzo długie czułki, prawie takie jak długość ciała, ok. 1,5 cm. Są dość delikatne, należy uważać aby nie urwać im odnóży. Ich charakterystyczna poza, w której spędzają większość czasu to taka, w której pierwsza para odnóży złożona jest razem z przodu ciała (na zdjęciu). Patyczak skrzydlaty to gatunek żywiący się liśćmi jeżyny, maliny (zalecam), a także buku, leszczyny, jeżyny czy róży. Najlepiej gałązki z pożywieniem włożyć do pojemnika, tak aby był cały czas świeży. Wilgotność w terrarium powinna wynosić 75-85 % (jedno spryskiwanie, wieczorem wystarczy), a temperatura 19-25 stopni. Po ok. 4-5 miesięcy osobniki młodociane uzyskują dojrzałość.

DSCN1650.JPG

Dorosły patyczak to samica. Kolor jej ciała zmienia się na słomkowo – żółty oraz pojawiają się skrzydła. Zwykle można ją obserwować w pozycji przypominającej patyk (odnóża wzdłuż ciała, jak na jednym ze zdjęć). Zaniepokojona wydziela substancję o delikatnym zapachu oraz potrafi wykonywać loty ślizgowe, o których już wspominałam. Jest to gatunek partenogenetyczny, w hodowlach samce nie występują. Więc od razu mamy pewność, że doczekamy się przedłużenia hodowli. Jaja składane są przez nią w dość charakterystyczny sposób: przyklejane są do elementów występujących w terrarium, liści, gałęzi, w rogach pojemnika. Można je tak pozostawić lub delikatnie odkleić i włożyć do inkubatora. Patyczak żyje 8-10 miesięcy.

DSCN1656DSCN1661DSCN1663

Królowa mrówek? Nie…. to oleica ;)

Wiosną często otrzymuję od Was zdjęcia z pewnym zagadkowym owadem. Zwykle pojawia się też podpowiedź od Was, że może to królowa mrówek? Nigdy na to w ten sposób nie patrzyłam, ale rzeczywiście, dla nie wprawnego oka, rozdęte ciało tego owada może przypominać olbrzymią mrówkę 😉 Jednak, gdy przyjrzymy się bliżej dostrzeżemy pokrywy skrzydeł; błonkoskrzydłe do których należą mrówki ich nie mają. A cech różniących jest jeszcze więcej. No, ale, zaraz, o jakim gatunku tu mowa?

O oleicy (Meloe sp.), bardzo charakterystycznym owadzie, który pojawia się jeszcze przed zazielenieniem się traw, co w połączeniu ze swoim ogromnym i ciemno ubarwionym czarno-granatowym ciałem przyciąga nasz wzrok podczas spacerów.

Oleica to chrząszcz z rodziny oleicowatych (Meloidae). W Polsce według źródła z 1967 r. występuje 13 gatunków (z czego 12 to rodzaj oleica Meloe, a jeden to Lytta), ale najczęściej spotykamy jednak tylko dwa, pozostałe są rzadkie. Najpospolitsze to oleica fioletowa Meloe violaceus (patrz zdjęcia) oraz oleica krówka Meloe proscarabaeus. Oba gatunki są dość duże, samice mogą dorastać do 3 cm (choć sama mam wrażenie, że widziałam większe okazy). Ich ciało jest czarno-granatowe (lub granatowe, fioletowe). Rozpoznać można je po punktowaniu na przedpleczu (to część za głową) oraz na pokrywach skrzydeł. Oleica krówka ma bardzo silne punktowanie, czyli liczne wgłębienia/dziurki.

RSCN9599
Samica oleicy fioletowej Meloe violaceus, której odwłok wypełnia już duża ilość jaj. Punktowanie na pokrywach słabsze niż u oleicy krówki Meloe proscarabaeus.

Na początku samice wielkością nie różnią się od samców, dopiero gdy odwłoki tych pierwszych zaczynają wypełniać jaja (2-10 tysięcy, a w warunkach laboratoryjnych nawet 40 tysięcy!), robią się naprawdę ogromne. Najłatwiej odróżnić płeć po czułkach. U samców są one delikatnie zagięte (jak na zdjęciu). Głowa ma silny aparat gryzący (inaczej by nie mogło być, przecież to chrząszcz). Jest też krótki tułów i pękaty odwłok. Ich skrzydła są zredukowane (nie potrafią latać, ale właściwie po co, skoro i tak nikt ich nie ruszy:)), widoczne są tylko dość duże pokrywy (patrz zdjęcie).

RSCN9333
Samiec oleicy fioletowej. Rozpoznać go można po delikatnym zagięciu czułków.

A jak wygląda dzieciństwo oleic? Otóż wspomniałam już, że samica potrafi nosić średnio 10 tysięcy jaj. Wynika to z prostego faktu: oleice to pasożyty o złożonym cyklu. Każdy taki organizm musi produkować masową ilość jaj, aby wylęgnięte larwy miały możliwość znalezienia żywiciela (części z nich się to po prostu nie udaje, bo przyczepiają się do ciał przypadkowych owadów i w konsekwencji giną). Z jaj wylęgają się bardzo charakterystyczne larwy, tzw. trójpazurkowce (trianguliny <swoją drogą ta nazwa miło wpada w ucho, jak praliny>). Skąd się wzięła nazwa? A stąd, że każda ze stóp larwy posiada jeden pazurek i dwa pęczki szczecinek, które upodabniają je do pazurka. Sprawia to wrażenie, jakby pazurków było trzy. Larwy wylęgają się zwykle blisko kwiatów, na które wdrapują się i tam czekają na transport. Przyczepione do nóg pszczół z rodzaju lepiarkowatych Colletes i porobnicowatych Anthophora, a przede wszystkim pszczoły miodnej Apis mellifera, jak samolotem, dostają się do ich gniazda, gdzie pasożytują na błonkoskrzydłych zjadając ich jaja, zapasy pyłku i miodu. Następnie przechodzą kilka stadiów aż do larwy IV, która opuszcza gniazdo, w ziemi linieje w pseudopoczwarkę, a następnie ->larwa V ->poczwarka -> osobnik dorosły. Larwa IV, przebywając w ziemi, może tak przezimować do następnego sezonu. Taki typ cyklu życiowego nazywamy hipermetamorfozą (nadprzeobrażenie) – w skrócie cykl z dwoma larwami i dwoma „poczwarkami”.

Jak wygląda rozmieszczenie oleic w Polsce? Tego dowiecie się w linku bazy BioMap, gdzie odsyłam Was do gatunku -> Meloe violaceus. Tutaj też znajdziecie m.in. wykaz publikacji dotyczących rozmieszczenia czy opis taksonu. Polecam Wam ten portal również na przyszłość, znajdziecie tam dużo cennych informacji dotyczących owadów, z łatwością znajdziecie interesujące Was zagadnienia dzięki różnorodnym filtrom. A z resztą….kliknijcie Polecane tam znajdziecie więcej takich stron 🙂

Dalszą część o oleicy, truciznach, morderstwach i afrodyzjakach znajdziecie tutaj Hiszpańska mucha? Pryszczel lekarski? Czyli różne twarze kantarydyny.

Literatura:

  1. Chorbiński P., Tomaszewska B. 2004. Przypadek obecności larw Meloe proscarabeus L. w rodzinie Apis mellifera L. Acta Scientiarum Polonorum. Medicina Veterinaria 1:3-8.
  2. Kiełczewski B., Szmidt A., Kadłubowski W. 1967. Entomologia leśna z zarysem akarologii. PWRiL, Warszawa: 178–180.
  3. Michalcewicz J. 2013. Nowe stanowiska Meloe rugosus MARSHAM, 1802 (Coleoptera: Meloidae) w Polsce. Wiadomości Entomologiczne 32: 151.
  4. Paczuska M. 2016. Magazynowanie pokarmu przez srokosza Lanius excubitor we wschodniej Polsce. Kulon 21: 109-113.

Owady na talerzu część 2

Mam nadzieję, że narobiłam Wam ochoty na owady jadalne, ostatnim wpisem (Owady na talerzu część 1). A jeśli nie, to ten artykuł na pewno to zmieni 🙂 Jak obiecałam, dziś druga część, trochę o tym jak do entomofagi podchodzą kraje rozwinięte oraz o tym jak pewien człowiek sprawdził smak większości owadów Europejskich i dzieli się tą wiedzą z innymi. Zaczynamy!

W przeciwieństwie do krajów biednych (głównie afrykańskich), w tych bardziej rozwiniętych owady stały się produktem ekskluzywnym. Na fermach produkujących jedwab w Chinach, Japonii i Nigerii, larwy jedwabników, jako produkt uboczny są spożywane, a także przetwarzane i eksportowane. Chińczycy bardzo cenią sobie mrówki jadalne i z tego powodu rocznie przeznaczają na ten cel 100 mln dolarów. Stolicą entomofagii stał się Meksyk. Tam znajdziemy potrawy z 200 gatunków owadów. Za talerz larw motyli zapłacimy tam 25 dolarów, a jeden kilogram białych gąsienic żyjących na agawach zwanych maguey to cena z rzędu nawet 250 dolarów. W Londynie działa firma Edible (choć na ten moment firm jest wiele na rynku europejskim), która produkuje luksusowe i drogie produkty z owadów np. suszone gąsienice, mrówki oblane czekoladą, czy lizaki z pędrakami albo skorpionami. W USA kilka lat temu w ogrodzie zoologicznym urządzono wystawę cieszącą się ogromnym zainteresowaniem (ok. miliona osób) owadów jadalnych połączonych z degustacją. Natomiast w Polsce od 1 stycznia 2018 r. przedsiębiorcy mogą sprzedawać w polskich sklepach owady. Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż zostanie otwarty sklep internetowy z takimi produktami na naszym rynku.

Nie wszystkie owady są jadalne, a co niektóre trzeba odpowiednio przygotować. Larwy motyli Circinia forda i Imbrasia epimethea żywią się trującymi liśćmi, przed spożyciem należy wycisnąć treści żołądka lub pozbawić je jelita. Wiele gąsienic posiada parzące włoski i wyrostki. Można się ich pozbyć gotując je w osolonej wodzie, a następnie zamarynować lub wysuszyć.

Niestety wiele gatunków ze względu na intensywne zbieractwo zostało dyrastycznie zmniejszyło swoja liczbę. Na wyginięciu są pluskwiaki wodne z Meksyku zwanych przez tamtejszych mieszkańców „ahuahutle” czyli tzw. kawior meksykański (zjadane są jaja). Znacznie zmniejszona została liczebność motyla Aegiale hesperiarus, ze względu na smaczne i tłuste gąsienice, przysmak mieszkańców Ameryki Północnej i Europy Zachodniej.

I najważniejsze, jak one smakują, zapytacie.

O tym opowiada Łukasz Łuczaj w swej książce „Podręcznik robakożercy czyli jadalne bezkręgowce Środkowej Europy”. Powiem, że bardzo przyjemnie się ją czyta, zwłaszcza, że autor sam te wszystkie bezkręgowce próbował :O Streszczę Wam trochę. Koniki polne jadane na surowo są mdłe, ale przyrządzone na ogniu (dodatkowo zabijamy larwy tasiemca) zyskują pikantny smak, przypominają wtedy solone i doprawione olejem sardynki. Pływak żółtobrzeżek, ceniony na Dalekim Wschodzie, po ugotowaniu lub usmażeniu smakuje jak kurczak. Biedronki są gorzkie i trujące. Chrząszcze z rodziny majkowatych zawierają w sobie trującą kantarydrynę, jednak w małych ilościach działa jak afrodyzjak (tzw. hiszpańska mucha). Larwy ważek smakują jak chude mięso, bardzo smaczny i mięsisty jest turkuć podjadek. Prażone larwy jedwabników zwane pontegi są gumiaste, gorzkie w smaku. Szarańcza smażona na maśle smakuje jak krewetka. Larwy mrówek mają posmak arbuza, a dorosłe osobniki smakują jak cytryna. Z mrówek można zrobić nalewkę i stosować w stanach chorobowych. Termity to smak orzechów laskowych. Nicienie są gumiaste. Przypominają ser żółty z przeterminowanej zapiekanki, tasiemce spożywane są przez niektórych rybaków, są tłuste i uznawane przez nich za przysmak. Chińczycy jedzą pijawki w cukrze, a usmażone mają smak coś pomiędzy starym serem, a parówką.

Owady na talerzu część 1

Dziś zacznę bardzo poważnie….abyście dobrze zrozumieli kontekst artykułu 🙂

Pewnie na co dzień mało się nad tym zastanawiamy, ale problem głodu na świcie spędza sen z powiek wielu ludziom. Zapotrzebowanie jest tak duże, że sięga się po alternatywne źródła pokarmu, w tym m.in. bezkręgowce. Można wspomnieć tu także o modyfikacji genetycznej roślin, jednak takie praktyki nadal wzbudzają wiele kontrowersji. Natomiast bezkręgowce są jednym ze źródeł białka dotąd nie branym pod uwagę jako pożywienie. Weźmy na przykład kryl antarktyczny. Uzyskana z niego mączka ma zbliżoną wartość odżywczą jak mączka rybna. O tym i innych skorupiakach, a także mięczakach pisałam już wcześniej  (Mięczaki na talerzu, Skorupiaki na talerzu). Dziś skupie się na samych owadach. Nie chcę przekonywać Was do ich jedzenia, ale wytłumaczyć korzyści i fenomen takiego pożywienia.

Entomofagia, czyli po prostu jedzenie owadów, jest obecnie w wielu krajach modne i luksusowe. W Europie, nadal jest jak na razie osobliwością dla ekscentryków. Jednak gdy porównać owady do mięsa zwierząt kręgowych, te pierwsze górują nie tylko kalorycznością, ale i zawartością substancji odżywczych. Dla porównania- 100g suszonych gąsienic zwiera 430 kcal, 53g białka, 15g tłuszczu, 17g węglowodanów, natomiast 100g steku wołowego 233 kcal, 24,2g białka, 14,4g tłuszczu, 0g węglowodanów. Dodatkowo owady hoduje się o wiele łatwiej, a i nakłady na hodowle są małe (Mama mówi ‚nie’ dla psa? Przynieś jej patyczaka!), więc przyrost biomasy zachodzi w szybkim tempie. Poza tym można je hodować na odpadkowych produktach pochodzenia roślinnego czy zwierzęcego czym przyczynilibyśmy się do neutralizacji wszelkich odpadów oraz śmieci.

Na początek trochę historii. Pierwsi byli Grecy, Rzymianie czy Kartagińczycy, którzy jedli m.in. szarańczę marokańską (Deciostraurus maroccanus) czy cykady zwane galang-galang. Arystoteles zajadał się cykadami. Twierdził, że samice są smaczniejsze, gdy są pełne jaj, natomiast samce należy spożywać tylko młode. Jan Chrzciciel, święty, jak podaje Pismo Święte, żywił się przez pewien okres tylko gąsienicami, szarańczą i miodem dzikich pszczół. Jedzenie szarańczaków jest zgodne z tradycją Żydowską. Podobno król Salomon karmił nimi swe żony. Również Herodot i Pliniusz Starszy opisywali przypadki entomofagii.

A jak to jest w dzisiejszych czasach? Badania amerykańskiego uczonego prof. Gene DeFoliart z University of Wisconsin i Meksykanki dr Juliety Ramos-Elorduy z Universidad Nacional Autonoma de Mexico wskazują, że rezygnacja z wykorzystywania tego źródła pożywienia na rzecz upraw modyfikowanych roślin uprawnych w krajach Trzeciego Świata to duży błąd. Szacuje się, że 30% białka w diecie mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej pochodzi właśnie od owadów. (A co robią kraje rozwinięte? Przyczyniają się do zmniejszenia ilości owadów stosując środki ochrony roślin). Sam „zawód” zbieraczy owadów jest bardzo opłacalny w krajach afrykańskich. Matki z dziećmi na dwa miesiące przenoszą się z dobytkiem na tereny, gdzie występują gąsienice Goliathus sp. żyjące na korzeniach bananowca czy Perognatha gigas, aby je zbierać. Po zbiorach, larwy trafiają na stoły całego świata np. w stanie zasuszonym trafiają do Belgii czy Francji. Z Papui Nowej Gwinei pozyskiwane są pędraki chrząszczy z rodzaju Rhynchophorus ferrugineus. Żyją na pniach martwych sagowców. Dojrzałe larwy osiągają 6 cm, a w jednym pniu może być ich nawet do 600 osobników. Tak więc ich hodowla jest bardzo opłacalna (sprzedaje się je suszone, nadziewane na patyk lub pieczone). Kolumbia słynie z mrówek Santander. Te odkryte 500 lat temu przez Indian owady uważane są za afrodyzjak i przez niektóre społeczności składane są jako dar „pokarm ślubny” tzw. „coprico”. Według wierzeń zapewniają długowieczność. Czukczowie spożywają larwy gzów Oedemagena tarandi, pasożytujące na reniferach.

W następnej części opowiem Wam jak wygląda zjadanie owadów w krajach rozwiniętych oraz NAJWAŻNIEJSZE, jak one smakują!

Niestety, zdjęć nie mam….ale chętnie dzielcie się waszymi, jeśli takowe posiadacie 🙂 i wrażeniami, bo one są znacznie ciekawsze!

Umarła królowa. Niech żyje królowa! Czyli o mrówczym życiu

To ostatni artykuł o bezkręgowcach hodowlanych. Wrócę do nich tylko, jeśli mnie zmusicie 🙂 Lub jeśli trafi się coś interesującego na tapecie.

Tak…..więc dziś o mrówkach (Formicidae). Są to błonkówki, bez skrzydeł (oprócz niezapłodnionych królowych oraz samców) i zwykle bez żądła. Posiadają za to bardzo rozbudowane aparaty gębowe. Owady te tworzą społeczność kastową, w której wyróżnić można:

  • królową- która ma na celu składanie jaj. Wytwarza feromony, aby wpływać na pozostałe mrówki. Królowa może żyć nawet do 20 lat, bywa, że z jej śmiercią ginie całe mrowisko. Są jednak gatunki, u których w gnieździe władzę sprawuje więcej niż jedna królowa.
  • robotnice- niepłodne, zajmujące się królową i gniazdem. Hierarchizują się na te, które pielęgnują królową, te, które zdobywają pożywienie, inne tnące rośliny i przynoszące je do gniazda.
  • żołnierzy- to robotnice, ale o rozbudowanych narządach gębowych (cała głowa jest duża i wzmocniona). Bronią gniazda przed atakami innych zwierząt.
  • samce- ich zadaniem jest zapłodnić królową, wylatują masowo z gniazda, po kopulacji giną.

Układ kastowy sprawia, że życie mrówek jest fascynujące. Można obserwować jak kopią w podłożu, tworząc korytarze do rozbudowy gniazda; jak tną i przynoszą pokarm; jak dbają o królową i siebie nawzajem, gdy np. któraś z robotnic oddali się za daleko. Jest to dobry materiał dydaktyczny dla dzieci.

Jak zacząć hodowlę? Dla laików proponuję zakup gotowego formikarium z kolonią. Wtedy wystarczy je tylko karmić. Czym? Owocami, owadami, mięsem, warzywami. Czasem trzeba wyczuć mrówki, bo nie dla każdej kolonii pokarm będzie ten sam. Dla uzupełnienia cukrów, należy podawać im miód. Nigdy cukru białego (ma znikome źródło odżywcze). Terraryści proponują różnego rodzaju mieszanki, więcej informacji na ten temat znajdziecie na forach.

Osoby doświadczone, mogą próbować same złapać królową gatunków krajowych (wcześniej należy sprawdzić czy gatunek nie podlega ochronie). Jest to trochę skomplikowane (szukamy rójek samców, które zaprowadzą nas do królowej), ale radość jest wtedy podwójna.

Hodowla mrówek może stać się sztuką!

Na Wydziale Biologii Uniwersytetu Gdańskiego można przez pewien czas oglądać formikarium mrówek Atta sexdens (mrówki grzybiarki) w formie ogromnej instalacji (patrz zdjęcie). Gniazdo jest częścią projektu Elvina Flamingo „Symbiotyczność tworzenia – Rekonstrukcja nie-ludzkiej kultury” i zaplanowany jest na lata 2014-2034, czyli tak długo jak żyć będzie królowa (ok.20 lat). O samym projekcie przeczytać możecie w Internecie, natomiast słów kilka o mrówkach. Otóż grzybiarki to tacy mali rolnicy. Ścinają liście roślin i na nich hodują grzyby, którymi się potem żywią. W związku z tym posiadają odpowiednie specjalizacje: eksploratorki, pielęgniarki, specjalistki. Tną i przynoszą liście, potem przetwarzają je na podłoże dla grzybów. Ich kolonie są ogromne, tak jak i gniazda.

Wybaczcie jakość zdjęć. Śpieszyłam się 😀

DSCN0525DSCN0527

DSCN0528DSCN0531

Motylem byłem, ale utyłem…czyli jak uhodować sobie łuskoskrzydłe

Widząc, że temat hodowli domowych bezkręgowców cieszy się tak dużym zainteresowaniem, przedstawię Wam jeszcze kilka ciekawych zwierząt. Dziś o motylach (Lepidoptera, czyli łuskoskrzydłe, stąd tytuł artykułu).

Motyle są piękne, kolorowe, jedne z nielicznych bezkręgowców, które tolerujemy a nawet lubimy. Nikt nie zaprzeczy 🙂 Więc nic dziwnego, że wielu ludzi zapragnęło podziwiać te delikatne istoty podczas całego ich cyklu życiowego. I posiadać je w domach. Oznacza to, że możemy zaczynać hodowlę od różnych stadiów rozwojowych. Od jaj, gąsienic, poczwarek lub osobników dorosłych (które złożą jaja).

Sposoby na hodowle są dwie: możemy wybrać gatunki krajowe lub obce. Te pierwsze powinny być krótkotrwałymi, projektami, z docelowym wypuszczeniem dorosłych osobników do środowiska. W tym przypadku, jaja, gąsienice lub poczwarki pozyskujemy ze środowiska, przeszukując liście i ziemię (np. modraszkowate, jak choćby pospolity, czerwończyk dukacik Lycaena virgaureae, patrz zdjęcie). Gdy z poczwarki przeistoczą się w osobniki dorosłe, te drugie należy wypuścić do środowiska, gdyż mogą nie przeżyć w warunkach zamkniętych.

RSCN9775

Gatunki obce, w tym tropikalne, to hodowla całoroczna, bez możliwości wypuszczania zwierząt do środowiska (większość i tak by tego nie przeżyła, a te, które mogłyby – stać się mogą gatunkami inwazyjnymi). W sklepach zoologicznych lub bezpośrednio od hodowców zakupić możemy różne stadia rozwojowe. Motyle jednak nie są łatwe w hodowli. Terraria muszą być odpowiednio przygotowane (duże dla osobników dorosłych, aby mogły bez problemu rozłożyć skrzydła), wiele gatunków potrzebuje odpowiedniej temperatury oraz wilgotności, a i bez lamp doświetlających może się nie obejść. Często pokarm stanowi czynnik problematyczny, zwłaszcza zimą, kiedy to w Naszym klimacie o świeży jest trudno. Część gatunków toleruje ligustr, który pozostaje zielony zimą. Ale są też gatunki, które muszą przyjmować jeden rodzaj pokarmu, np. jedwabnik morwowy (Bombyx mori, ten sam, którego gąsienice tworzą kokony z jedwabiu), żywiący się morwą białą (Morus alba), czasem liśćmi buka (Fagus spp.) lub wężymordu (Scorzonera spp.). Takie hodowle lepiej zakładać poza okresem zimowym, aby być pewnym, że dostarczymy owadom pokarm.

Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, hodowla motyli może okazać się problematyczna, jednak dokładne prześledzenie informacji na temat danego gatunku i staranne przygotowanie się do ich hodowli, powinny przynieść oczekiwany rezultat.

 

 

 

Przyznam się Wam do czegoś….w zeszłym roku, podczas badań terenowych zabrałam ze sobą do domu poczwarkę, bardzo dużą, myśląc, że jest ona martwa. W domu okazało się, że w środku jest żywe zwierze. Warunki na zewnątrz nie sprzyjały, więc cykl dokończyła na oknie. Po paru tygodniach przepoczwarczyła się w ćmę, zawisaka borowca (Sphinx pinastri). Zobaczcie jak ładnie suszył skrzydła.

Po kilku dniach szamotania się po mieszkaniu, wypuściłam go na zewnątrz. Pamiętajcie, że gatunki krajowe muszą być zwrócone na wolność, gdyż nie dokonają cyklu życiowego i zginą. Ważne jest też to, że część gatunków, w czasie swojego dorosłego życia nie pobiera pokarmu, ich zadaniem jest jedynie rozmnożenie. Nie zabierajmy im tego!

Domowa hodowla szmaragdów? Takie rzeczy tylko wśród owadów :)

Pamiętacie kruszczyce (patrz zdjęcie)? Piękne, duże chrząszcze, licznie występujące w Naszym kraju, chętnie odwiedzające kwiaty w ciepłe, letnie dni. Pisałam o nich w artykule Szmaragd wśród chrząszczy. Poświętnikowate (Scarabaeidae), do których należy ten chrząszcz to ok. 30 tysięcy gatunków rozpowszechnionych na całym świecie.

RSCN9225

Cechą interesującą tych owadów jest ich ubarwienie (np. orszoł prążkowany, o którym już pisałam Chrząszcz, który zapragnął być trzmielem, patrz zdjęcie). Poza tym mogą osiągać spore rozmiary jak np. przedstawiciele rodzaju Goliathus, osiągające nawet 15 cm. Te cechy oraz łatwość hodowli niektórych gatunków sprawiły, że często pojawiają się, jako zwierzęta hodowlane.

RSCN9758

Jednak hodowla chrząszczy ma swoje wady. Są gatunki dość wybredne pod względem pożywienia. Bywa, że trudno im zapewnić pokarm podczas zimy, dlatego wybór obiektu hodowli należy dobrze przemyśleć. Bywa, że wystarczą owoce dostępne przez cały rok w sklepach, ale czasem gatunki odżywiają się np. płatkami róży (Eudicella gralli – kruszczyca paskowana). Należy wiedzieć, że problem istnieje w przypadku form dorosłych, larwy odżywiają się innym pokarmem, głównie humusem. Jeśli mowa o larwach, rozwijają się one w podłożu (tak jak inne chrząszcze, czyli forma pędraka), więc musi ono posiadać odpowiednie parametry (wilgotność, temperatura). Innym czynnikiem sprawiającym kłopoty może być fakt utrzymywania odpowiednich warunków temperaturowych i wilgotnościowych. Większość hodowanych gatunków to obce dla Naszej fauny, a więc potrzebują nagrzewania (utrzymywanie odpowiedniej temperatury może być nie lada wyczynem dla początkujących hodowców) i wilgotności (gdy za sucho- mogą zginąć, gdy zbyt mokro- larwy mogą się utopić, rozwijają się organizmy szkodliwe: pleśnie, roztocze itp.). Niektóre z gatunków chętnie latają, więc odpowiednia wielkość terrarium ma w ich przypadku zasadnicze znaczenie (zwłaszcza podczas godów).

Na koniec najważniejsze: pamiętajcie, to tylko skrót faktów, które musicie wiedzieć o hodowli. Gdy zdecydujecie się hodować chrząszcze, koniecznie zaczerpnijcie wiedzy na temat danego gatunku. Wtedy hodowla nie powinna przysparzać problemów 🙂

Oślizgły pupilek domowy, czyli o ślimakach olbrzymach

Rozpisując się o różnych zwierzętach występujących w hodowlach, muszę wspomnieć o mięczakach (Mollusca). Powiecie “hola, hola! Entomolog zajmuje się owadami, nie ślimakami!”. No tak, biję się w pierś. Ale mam na to znakomite usprawiedliwienie. Zwierzę, które przedstawię jest jednym z najłatwiejszych, o ile nie najłatwiejszym, do hodowli 😉 Mowa tu o ślimakach z rodzaju Achatina (patrz zdjęcie), znanych także pod nazwą GALS (Giant African Land Snails).

DSCN0501

Oto kilka punktów dlaczego warto je wybrać jako hodowlę terraryjną:

  1. Nie alergizują. Ciało mięczaków nie składa się z części, które mogłyby wywoływać alergie. Niektóre z owadów posiadają szczeciny, włoski i te wywołują zmiany skórne, problemy oddechowe. U ślimaków ten problem nie występuje. Ich ciało jest pokryte śluzem, a o alergii na muszle jeszcze nie słyszałam 🙂
  2. Są mało mobilne (patrz filmik na końcu wpisu). Ślimak nawet jeśli postanowi z jakiegoś niezrozumiałego powodu opuścić swoje terrarium, nie odejdzie za daleko. Są to zwierzęta, które poruszają się wolno, dodatkowo pozostawiają za sobą ślad śluzu, po którym można odnaleźć uciekiniera.
  3. Proste pożywienie. Jedzą chyba wszystkie owoce I warzywa dostępne w sklepach, m.in. ogórki, marchew, pomidory, jabłka, banany. Zadowolą się także liśćmi na przykład malin, jeżyn, winogron, pietruszki. Jedyny warunek to aby były one świeże. Dodatkowo musimy zatroszczyć się o wzbogacenie diety o wapń pod postacią np. sepii czyli wewnętrznego szkieletu mątw (do kupienia w sklepach zoologicznych).
  4. Warunki bytowania. Terrarium: dla osobników dorosłych na każde 10 cm muszli powinno przypadać 10l pojemności (a mogą dorastać do 25 cm!). Mniej/więcej do połowy powinno być wypełnione podłożem, może to być torf lub drobne włókno kokosowe. Raz na jakiś czas, obserwują stopień zabrudzenia podłoża, musimy je wymienić.
  5. Łatwość rozmnażania. Są jajorodne, dojrzewają w wieku od 6 miesięcy do 2 lat. Złożonych jaj może być dużo, a to oznacza sporo młodych (nawet 1000 rocznie). Jaja możemy przenieść do osobnego terrarium lub pozostawić (wtedy jednak mogą stać się pokarmem dla dorosłych.
  6. To chyba jedna z ciekawszych cech tych organizmów. W czasie suszy lub braku pokarmu, ślimaki zakopują się, zmykają otwór muszli i zapadają w stan podobny do snu. Jest to o tyle sprzyjające, że gdy zapomnimy zwilżyć ich podłoże, podać im pokarm lub najzwyczajniej wyjedziemy na kilka dni, nie stracimy hodowli.

DSCN0507

A teraz najważniejsze:

Pod żadnym pozorem nie wolno ich wypuszczać do Naszego środowiska!

Naturalnie Achatina są szkodnikami, gdyż bardzo łatwo przystosowują się do środowiska (o ile klimat na to pozwala), nie posiadają naturalnych wrogów, są natomiast bardzo łakome. Dlatego łatwo mogłyby stać się gatunkami inwazyjnymi nawet w Naszym kraju. W wielu krajach Afryki służą za pokarm dla tubylców, również w Polsce hodowane są w np. ogrodach zoologicznych, jako zwierzęta karmowe.

I niech się Wam nie wydaje, że tak ślimak krótko żyje. Ślimaki afrykańskie to długowieczna pupile, przeżyją dłużej niż gryzonie, a i nie jednego psa czy kota. Żyją od 3 do 5 lat, ale zdarzały się przypadki 9 letnich olbrzymów. Ten na zdjęciach ma ok. roku, a już jest wielkości ręki 🙂

Karaczan pupilkiem domowym?

„To się nie mieści w głowie. Co ta pani entomolog wypisuje?”- powiecie gdy przeczytacie tytuł tego wpisu. Fakt, trochę ostatnio zagłębiam się w hodowlę bezkręgowców i dlaczego nie mogłabym się z Wami tym podzielić? Może i Wy zechcecie posiadać w domu zwierzątko, które nie alergizuje, nie trzeba z nim wychodzić, mało kosztuje? No, ale dziś mam bombę 🙂

Tym razem o innej grupie, świetnie sprawdzającej się w hodowlach domowych. Dziś o karaczanach, pospolicie nazywanych karaluchami 🙂

DSCN0374.JPG

Princisia vanwaerebecki

Karaczany (Blattodea, patrz zdjęcia), nazywane są też hełmcami, dlatego, że ich głowa przykryta jest prawie w całości tarczą (rozbudowane przedplecze, czyli część za głową, taki odpowiednik karku). Są spłaszczone grzbieto- brzusznie, co pozwala im na wciskanie się w bardzo wąskie miejsca. W większości są wszystkożerne, przybyszka amerykańska, pospolity szkodnik występujący w Naszych domach, w przypadku głodu może żywić się nawet butami. Niektóre gatunki są partenogenetyczne (dzieworództwo), a to oznacza, że rozmnażają się bez udziału samców (więc nie w hodowli nie potrzebna jest para, aby posiadać potomstwo). W Polsce występuje ok. 20 gatunków, z czego prawie połowa to dla nas gatunki obce (zawleczone).

DSCN0470

Jeden z mniejszych karaczanów hodowlanych z rodzaju Elliptorhina

 

Pytanie, które nasuwa się zaraz po zdaniu „Karaczany, jako pupilki domowe” to „Po co w ogóle je hodować?? Przecież to karaluchy!”. Powody są dwa: większość hodowców traktuje je, jako pożywienie dla innych zwierząt (np. pająków). Różne stadia rozwojowe mają określoną wielkość, tak, więc np. świeżo wylęgniętymi karaczanami może pożywić się modliszka (owad żywi się w tym przypadku owadem), osobniki średnie świetnie sprawdzą się dla ptaszników, natomiast dorosłe dla gadów (np. agam). Są łatwe w hodowli, szybko się mnożą, więc stały, świeży dostęp pożywienia gwarantowany. Drugim powodem, dla którego karaczany są hodowane to same ich walory. Oczywiście mam tu na myśli gatunki obce dla Naszej fauny, czyli w większości przypadków tropikalne. Są duże (nawet do 10 cm), często bardzo kolorowe (np. karaczan zielony czy porcelanowy), nie wymagają specjalistycznych warunków i pożywienia. Hodować je możemy w zwykłym terrarium, temperatura powinna wahać się w granicach 25-30 stopni, ale niektórym gatunkom wystarczy ponad 20. Jeśli chodzi o pożywienie: jabłko, marchew, ogórek, pieczarka, sałata, banan, pomarańcza i wiele innych- tym bez problemu zadowolą się Nasze pupilki. Karaczany jedzą prawie wszystko.

I jeszcze filmik obrazujący ciekawą cechę karaczanów. Ponieważ każdy organizm broni się jak może, to i karaczany w momencie zagrożenia lub w walce z innymi karaczanami….syczą 🙂 Robią to wypuszczając powietrze przez przetchlinki na końcu odwłoka. W naturze brzmi to złowieszczo.